Dziś trzeci wpis dotyczący ulicznych
oszustów i naciągaczy. Powiem wam co ryzykujecie, godząc się na
wypełnienie ankiety gdzieś za granicą, w jaki sposób można
ukraść obiektyw przy pomocy mapy, dlaczego Cyganie przewracają się na schodach
oraz czym zajmują się przystojni i dobrze ubrani mężczyźni w
metrze w Lizbonie. Powiem też jakie metody stosuję aby obronić się
przed tego typu sytuacjami.
Kiedy traficie jako turyści do zatłoczonego
centrum Paryża, Rzymu lub innego europejskiego miasta możecie
poczuć się zaskoczeni gdy podejdzie do was młoda dziewczyna -
często Cyganka - i poprosi o wypełnienie ankiety. Treść tych
formularzy jest opcjonalna, mogą dotyczyć zarówno walorów
turystycznych danego miejsca, jak i być prośbą o poparcie dla
jakiegoś szczytnego celu np. zakazu męczenia zwierząt
laboratoryjnych.
Będąc turystami – a zatem osobami ciekawymi
świata, lokalnej ludności i jej zwyczajów – automatycznie
zatrzymujemy się aby wysłuchać takiej prośby, a chcąc być miłym
godzimy się na wypełnienie ankiety. Ostatecznie przecież nic się
na tym nie traci. Niestety rzeczywistość jest inna, w 90%
przypadków nie chodzi o żadną ankietę a cały manewr jest próbą
odwrócenia naszej uwagi. Kiedy jesteśmy skupieni na czytaniu pytań,
udzielaniu odpowiedzi i wpisywaniu swojego adresu e-mail a nasze pole widzenia przesłonięte jest przez podkładkę
do papieru, pani ankieterka sprawnie i bardzo dyskretnie będzie się
starała obrobić nasze kieszenie lub torebkę. Metoda ta jest znana
i już wręcz nieco oklepana, niestety jednak nadal wielu turystów
pada jej ofiarą. Polecam wszelkich ankieterów zbywać od razu, a
jeśli zobaczymy że jakiś naiwny turysta daje się właśnie łapać
na ten trik, możemy podejść i powiedzieć mu dyskretnie, żeby uważał.
Powyższy scenariusz doczekał się modyfikacji i
występuje w wersji na „zagubionego turystę”. Polega na tym,
że podchodzi do nas człowiek z mapą i prosi o pomoc w znalezieniu
drogi do jakiegoś popularnego miejsca a my, jako że już tam
byliśmy, chcemy być pomocni i dajemy się wciągnąć w
kilkuminutowe dywagacje nad wielką płachtą papieru – w tym
czasie sprawne ręce naszego turysty lub jego nieśmiałej małżonki
odkręcają pod spodem obiektyw od naszego aparatu. Tego typu
sytuacja nie jest już tak oczywista jak w wypadku ankiety i nie
namawiam, do spławiania każdego pytającego o drogę słowami „idź
do diabła złodzieju” - niemniej warto mieć się na baczności.
Następnym trikiem żerującym na ludzkiej
wrażliwości jest sposób na „upadek na ruchomych schodach”.
Akcja przebiega w następujący sposób: jedziemy ruchomymi schodami,
a pod sam ich koniec człowiek stojący przed nami przewraca się
podczas przechodzenia ze schodów na twardy grunt, my nie mamy za
bardzo jak go ominąć, nie chcemy go nadepnąć więc zatrzymujemy
się głupio w miejscu, w tym czasie jadący za nami ludzie wpadają
na nas i razem przewracamy się na tego z przodu. Powstaje
galimatias, ludzie, ręce, nogi, plecaki i aparaty - a tego co przy
okazji dzieje się w tym zamieszaniu na pewno jesteście w stanie się
domyślić. Po chwili grupa, która przewróciła się z nami znika a
my zostajemy bez portfela. Jak się ustrzec? Uważać i trzymać się za kieszenie, zwłaszcza jeśli zauważymy nienaturalne zagęszczenie
Cyganów w naszej okolicy – gdyż niestety głównie ta nacja
stosuje tę metodę kradzieży.
Ciekawy sposób próbowano też zastosować na mnie
w Lizbonie. Będąc tam po raz pierwszy nie do końca wiedziałam jak
działają automaty z biletami w metrze i kupowanie zajmowało mi
więcej czasu niż innym. Moje nieporadne działania zostały
dostrzeżone przez uprzejmego i przystojnego pana w garniturze, który
podszedł do mnie i zapytał czy może pomóc. Powiedziałam, że
owszem, niech mi pokaże gdzie tu się klika, żeby automaty wydał
bilet jednorazowy. Facet powiedział, że oczywiście nie ma problemu
i zaraz mi pokaże, ale może lepszą opcją byłoby kupienie biletu
dziennego za 5€ - zdziwiło mnie to odrobinę bo kojarzyłam, że
bilety dzienne są droższe, ale nie widziałam też powodu dlaczego
miejscowy miałby mnie w tej kwestii okłamywać. Powiedziałam, że
w takim razie poproszę aby wybrał dla mnie w automacie bilet
dzienny. Mężczyzna już miał to robić ale wtedy przyszła mu do
głowy pewna myśl i powiedział „a wie pani, ja taki bilet akurat
mam przy sobie, ale jest mi niepotrzebny, pani mi da te 5€, ja pani
dam bilet i będziemy oboje zadowoleni” - mówiąc to cały czas
wyglądał i zachowywał się bardzo wiarygodnie, nienachalnie i w
sposób wzbudzający zaufanie, niemniej instynkt podpowiedział mi, że coś tu nie gra. Powiedziałam, że jednak wolę kupić bilet w
automacie, na co on zaczął mnie przekonywać, że to strata czasu i
pieniędzy, bo on mi swój bilet odsprzeda nawet za 4€. Wtedy
sprawa zrobiła się dla mnie jasna, zrozumiałam, że trafiłam na
oszusta, z ciekawości jednak poprosiłam aby pokazał ten bilet –
była to wydrukowana na domowej drukarce marna podróbka oryginalnych
biletów i trzeba by niedowidzieć aby tego nie zauważyć. Nie sadzę
jednak, abym była pierwszą ofiarą tego gościa, a skoro opłacało
mu się grasować na dworcu to wygląda na to, że czasem udawało
mu się znaleźć kogoś, kto te bilety kupował.
Z powyższych historii jak i poprzednich wpisów na
temat oszustów w Mediolanie i Paryżu wyłania się dość
przygnębiająca wizja świata, w którym turysta jest na każdym kroku narażony na ataki złodziei i naciągaczy. Na szczęście można się przed nimi
dość łatwo bronić. Oto metody, które ja stosuję, i które
polecam również wam:
- nie wyglądać na turystę – w miarę możliwości nie obnośmy się ciągle z mapami i plastikowymi płaszczykami przeciwdeszczowymi (100% pewności, że osoba w nim to turysta), jeśli oszust uzna nas za miejscowego to na pewno nie będzie tracił na nas czasu
- lokalna gazeta pod pachą lub torba na laptopa upodobnią nas do tubylca – w Rzymie byłam zaczepiana non stop, za wyjątkiem momentów kiedy szłam do pracy lub z pracy – torba na laptopa działała jak magiczny talizman odganiający natrętów
- nie zatrzymywać się kiedy podchodzi do nas podejrzanie wyglądająca osoba i chce porozmawiać „tylko chwilkę o bardzo ważnej sprawie” - jeśli od razu czujemy, że coś jest nie tak krótkie „nie”, „nie mam czasu”, „nie dziękuję” oraz niewdawanie się w dalszą dyskusję zwykle wystarcza, aby dano nam spokój
Podczas tworzenia tego posta korzystałam z historii
i porad m.in. Joanny, Kamila i Sławka, których nazwisk nie podam z
szacunku dla danych osobowych, a którym dziękuję za informacje.
Chmm... nie wyglądać na turystę? Nie realne. Co mam zrobić z aparatem. Może idioten camera da się schować w kieszeni, ale dobrego aparatu do dobrych zdjęć już nie. No i plan miasta. Próbowała za pierwszym razem Rzymie czy Florencji odnaleźć się na starym mieście nie gapiąc się bez przerwy w plan miasta? Itd. Itp. Turysta zawsze będzie wyglądał jak turysta i nic na to nie poradzimy.
OdpowiedzUsuńNie chodziło mi o ukrywanie się z aparatem czy mapą. Raczej o ludzi, którzy zwiedzając europejskie miasta ubrani są jak na wyprawę w dziką dżunglę. Górskie buty, spodnie z tysiącem kieszeni i kapelusz trapera wyraźnie ogłaszają światu "jestem turystą i można mnie okraść".
UsuńAparat i przewodnik zawsze noszę w małym plecaczku, wyciągam tylko wtedy gdy chcę ich użyć. Na zaczepki odpowiadam po polsku - w 99% zaczepiający rezygnuje, odpowiadanie po angielsku lub w lokalnym języku najczęściej prowadzi do dyskusji.
OdpowiedzUsuńKurcze na mojej ukochanej Ukrainie ludzie chcący od Ciebie pieniędzy to jest plaga, każdy tam na coś choruje, każdy nie ma pracy, każdy potrzebuje pieniędzy...
OdpowiedzUsuńOstatnio naciąłem się a taksówkarza w Kijowie, pierwszy raz mi się to zdarzyło. W hostelu też mnie trochę porobili... od 5 lat jeżdżę i był to pierwszy przypadek... Prawda jest taka, że w każdym kraju jeżeli ktoś ma interes w tym aby porobić Cię na kasę to na pewno to zrobi...
Sam staram się uważać, jeżeli zwiedzam to nie świecę aparatem, nie wyróżniam się specjalnie z tłumu, no i zgadzam się z komentarzem wyżej: odpowiedź w po polsku ucina temat, bo "napastnik" nie ma już czego szukać :P
Poza tym jako, że lubię tu zaglądać i chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej zapraszam Cię do Liebster Award, więcej szczegółów tutaj: http://obywatelswiata.pl/swiat/strzal-z-dubeltowki/
Jeśli chodzi o polski język w Paryżu wcale nie stoi na przeszkodzie aby ubić interes, murzyni najczęściej sprzedający wieżyczki są pojętni i nauczyli się kilku zdań po polsku :). "Czekaj kolega interes, itp"
UsuńW ostatni weekend zostałem zaczepione któryś raz z kolei przez nację "dzieci cyganów". Jako że chodzą grupami to potrafią zrobić zator na chodniku. Tym razem stwierdziłem że zastosuje nową metodę: czyli "dziecko cygana" macha do mnie długopisem i ankietą a ja mówię jedno słowo "POLICE". Po takim słowie "dziecko cygana" truchleje i chowa swoją śmieszną ankietę. Polecam :). Podobno nie warto tego próbować z murzynami co sprzedają wieżyczki :)
OdpowiedzUsuń