Największa stacja metra na świecie - Chatelet - Les Halles

Paryż, znany nam z pocztówek i filmów, to miasto kawiarni, szerokich bulwarów, wystawnych pałaców i powszechnego przepychu. Rozświetlony jest lampami ulicznych latarni, gdzie przy dźwiękach muzyki płynącej z instrumentów ulicznych grajków elegancko ubrani ludzie spacerują lub sączą wino, siedząc na schodach wzgórza na Montmarte.

Istnieje też drugie oblicze Paryża. Brudne ulice, gdzie w bramach śpią kloszardzi, ledwo wyczuwalny smród unoszący się w powietrzu cały czas, towarzyszący nam nawet we wnętrzu wyperfumowanych, eleganckich sklepów, szczury, śmieci i ludzie o wyglądzie szaleńców siedzący samotnie na ławce w parku i obserwujący nas uważnie.

Wejście do metra Chatelet - Les Halles
www.about-paris.com

Jest w Paryżu miejsce, które stanowi kwintesencję brudnego oblicza tego miasta, ogromny podziemny konglomerat tuneli, schodów i wilgotnych przejść. Z wodą cieknącą po ścianach, dławiącym smrodem trzewi ogromnego miasta, zielonym brudem obrastającym kafelki, które białe były sto lat wcześniej, a teraz wyglądają jak sceneria szpitala psychiatrycznego z taniego horroru. Tym miejscem jest stacja  Châtelet - Les Halles.

Stacja metra Châtelet i dworzec podziemnej kolei miejskiej RER Les Halles zrosły się dawno temu w jedną, poplątaną i ogromnie skomplikowaną całość, w której krzyżuje się 8 podziemnych linii transportowych i przejeżdża przez nią 750 tysięcy pasażerów dziennie, co dało jej zaszczytny tytuł największej stacji metra na świecie.

Sama Châtelet jest ogromna, rozgałęziona i skomplikowana, czemu nie można się dziwić, wiedząc że stacja ta obsługuje pięć linii metra: 1, 4, 7, 11 i 14 i można się do niej dostać przez jedenaście różnych wejść. Przez dworzec Les Halles przejeżdżają trzy linie RER: A, B i D. Ilość wejść ciężko określić, gdyż jest ona zrośnięta z podziemnym centrum handlowym o tej samej nazwie. Kasy biletowe znajdują się cztery piętra pod ziemią, pociągi odjeżdżają z piętra minus pięć.

Linia żółta metro w Paryżu
www.wikipedia.org

Moje pierwsze zderzenie z tym miejscem było dość brutalne. Po przylocie do Paryża wsiadłam na lotnisku w RER B, który miał dowieść mnie właśnie na Châtelet - Les Halles. Znalazłam miejsce siedzące z dobrym widokiem na rozpiskę stacji wywieszoną na ścianie, aby wysiąść w porę. W miarę postępu podróży zaczynało się robić coraz bardziej ciasno, a apogeum ścisku nastąpiło po przyjechaniu na Gare du Nord - Dworzec Północny, zawsze pełen ludzi. Jest to ostatnia stacja przed Châtelet - Les Halles i biorąc pod uwagę fakt, że pomiędzy mną i moją walizką a drzwiami wyjściowymi znajduje się jakieś 50 osób upchniętych na 2 metrach kwadratowych, miałam poważne wątpliwości czy uda mi się wydostać z pociągu. Wysiadanie przypominało wyciąganie korka z butelki, jakimś cudem się jednak wydostałyśmy, ja i walizka. 

Po wyjechaniu schodami ruchomymi z poziomu -5 na -4 moim oczom ukazała się stacja w pełnej okazałości. Byłam jakby na środku wielkiej hali, gdzie ludzie chodzą we wszystkie strony na raz, tysiące oznaczeń nie mają najmniejszego sensu a do tego co chwilę ktoś próbuje mnie zdeptać. Uznałam, że trzeba obrać jakiś kierunek, nawet jeśli będzie zły, bo stanie w miejscu nie jest dobrym pomysłem. Ruszyłam na wyjście oznaczone Rue Lescot. Skupiona byłam na utrzymaniu obranego kierunku, co wymagało czytania i analizowania ogromnej ilości oznaczeń na sekundę, nie zorientowałam się więc co się dzieje, kiedy moja twarz zanurzyła się w coś miękkiego i sprężystego. Odbiłam się od tego czegoś jak piłka, i okazało się, iż jest to biust ogromnej Murzynki, która płynęła przez tłum majestatycznie jak lodołamacz przez Morze Arktyczne, mając za nic stających na drodze ludzi,w końcu to oni musieli zejść jej z drogi. 

Kolejnym problemem okazały się bramki, przez które musiałam przejść aby dostać się do wyjścia. Pierwsze odrzucała mój bilet, migała na czerwono i wydawały głośne "BIIIP!" a stojący za mną ludzie wznosili oczy do nieba. Przepychałyśmy się więc z walizką do kolejnej bramki, która zrobiła dokładnie to samo co poprzedniczka. Trzecia bramka okazała litość i wpuściła mnie, za to musiałam przepchnąć się z walizką przez przejście szerokości szczupłego człowieka, co oczywiście zajęło mi tyle czasu, że bramka zdążyła się zirytować i zamknąć. Byłam bliska uwięzienia, ale jednocześnie tak wściekła, że wyrwałam się jej i ruszyłam dalej w górę, aby wydostać się z tego podziemnego piekła.

Tym, co zapamięta każdy, kto zwiedził podziemia tej stacji, jest zapach. Cały system paryskiego metra przesiąknięty jest zapachem kurzu, moczu, brudu, smaru, bezdomnych i diabli tylko wiedzą czego jeszcze, co gromadziło się w jego tunelach przez ponad sto lat istnienia. W Châtelet - Les Halles jest on jednak wyjątkowo intensywny, duszący, przytłaczający, wręcz oblepiający. Po wyjściu z tej stacji człowiek czuje się brudny, nawet jeśli niczego nie dotykał i brał prysznic godzinę wcześniej.

Wnętrze tuneli metra w Paryżu

Takie miejsce, nie może istnieć bez żyjących w nim ludzi, którym zresztą w dużej mierze zawdzięcza swe oblicze. Ludzi dziwacznych, nietypowych i niepokojących. Nie mam tu na myśli bezdomnych, którzy również zasiedlają korytarze metra, ale o dziwakach w dziwnym stroju, rozognionym wzroku i chaotycznych ruchach, bełkoczących coś do siebie lub przechodniów, którzy nie rozumieją ich słów. Takich ludzi jest w Paryżu wiele, jednak w jakiś sposób łatwiej spotkać ich w metrze, zwłaszcza wieczorami. Tym z Was, którzy są tego ciekawi proponuję wybrać się po godzinie 22.00 do podziemnych sal Les Halles, gwarantuję spotkanie kilku szaleńców oraz być może, uzbrojonego po zęby patrolu wojska, którego obecność jeszcze bardziej podkreśla niepokojący charakter tego miejsca.

Moje odczucia dotyczące tej stacji balansują pomiędzy nienawiścią a chorą fascynacją. Nienawidzę tłumów, upału, ścisku i smrodu kiedy po pracy próbuję wydostać się z tych przeklętych tuneli na powierzchnię. Czasem jednak ten labirynt korytarzy przypomina mi podziemne królestwo zamieszkiwane przez zdegenerowany lud. Pękające tynki, spływające schodami strużki wody, dziwne napisy na ścianach i bełkot szaleńców przełamany jest dźwiękami muzyki orkiestry symfonicznej, którą bardzo często można spotkać grającą w korytarzach przy wejściu od strony placu Sainte-Opportune.


Komentarze

  1. Gdyby Lovecraft wiedział, napisałby o tym opowiadanie…

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz