Targ Izmajłowski - witamy w radzieckiej baśni

Co jest najlepsze w podróżowaniu? - tym chwytliwym pytaniem zacznę dzisiejszy wpis.

Najlepsze w podróżowaniu jest znajdowanie miejsc, o których większość turystów nie wie. Takich, które albo są ledwo wspomniane w przewodnikach, albo nie ma o nich ani słowa. Dziś chcę opisać miejsce, o którym nie ma wzmianki nawet w Wikipedii.

Izmajłowski Targ początkowo polecił mi znajomy Rosjanin, zastrzegając jednak, że to dość daleko i w sumie trochę dziwne miejsce. Z niewiadomych mi powodów, ledwo odnotowałam tę informację w głowie i pewnie wkrótce by się z tej głowy ulotniła, gdyby nie nagła acz zaskakująca determinacja kolegi z pracy, który bardzo usilnie chciał się na ten targ dostać. Pierwsza próba zakończyła się porażką, bo jak stwierdził "Dojechałem na miejsce i tam nic nie ma, tylko jakieś bloki. A Google pokazują, że to miejsce albo nie istnieje, albo jednocześnie istnieje w trzech miejscach na raz".
No tak, Rosja.

Przy okazji wspomnę, że rozmowa o jednoczesnym nieistnieniu oraz istnieniu wielokrotnym, toczyła się w fantastycznej knajpie o nazwie Torro Grill ( www.torrogrill.ru ). To żadna kryptoreklama, nie chcecie to nie idźcie ale przegapicie wtedy najlepsze burgery na świecie. Nie wiem jak to możliwe, że rosyjska podróbka amerykańskiej burgerowni może być tak dobra, ale fakt jest taki że nigdzie lepszych burgerów nie jadłam. Cena to około 50zł za porcję nie do przejedzenia. Lokal posiada kilka filii w Moskwie, i niestety nigdzie indziej, moja piękna wizja, że będę chodzić do Torro w każdym większym mieście w Europie, niestety upadła.

Wracając do tematu. Czekając na burgery próbowaliśmy na nowo zlokalizować Targ Izmajłowski, zarówno przy użyciu papierowego przewodnika jak i dostępnych narzędzi internetowych. Po chwili przyznałam koledze rację, są trzy możliwe lokalizacje, na północ, południe i wschód od stacji metra Partizantskaya. Sprawa wydała się na tyle tajemnicza, że postanowiłam pojechać tam razem z nim i podjąć poszukiwania.

Dotarliśmy na miejsce. Stacja Partizantskaya zgodnie ze swoją nazwą udekorowana jest płaskorzeźbami przedstawiającymi karabiny ukryte wśród drzew, oraz licznymi rzeźbami partyzantów.


Po wyjściu na powierzchnię zaczęłam się czujnie rozglądać po okolicy, przygotowana na zagadki oraz pułapki natury nawigacyjnej jakie często oferuje Moskwa. Na szczęście pogoda dopisywała i mój sokoli wzrok wypatrzył kiczowate i kolorowe wieżyczki wyłaniające się zza budynków po lewej stronie. Ruszyliśmy w tamtą stronę - i dotarliśmy na miejsce!

Rada dla wybierających się tam: po prostu w lewo z Partizantskaya, tak długo aż zobaczycie to co na poniższych zdjęciach.
Ewentualnie wklepać w Google: 55.792237,37.751753

Po dotarciu na miejsce ukazuje nam się ogromnej urody brama wejściowa.



Z nie do końca zrozumiałych dla mnie powodów, miejsce to jest nazywane przez Rosjan naprzemiennie Targiem albo Wernisażem. Ewentualnie czegoś nie pojęłam, też możliwe. Pierwsza, widoczna tu alejka składa się głównie z mało interesujących stoisk z ubraniami i butami, niewiele różni się to od polskich targów. Rosyjskie techno-disco-polo rozchodzące się ze stoiska z płytami CD nie poprawiało ogólnego wrażenia, jednak kto zniechęciłby się na tym etapie, popełniłby duży błąd. Warto iść dalej. Po chwili naszym oczom ukazuje się brama wejściowa na właściwy targ. Wejściówka 10 rubli (około 1zł) pobierana jest przez grubą babuszkę w stroju ludowym.


Jeśli przed wejściem zerknie się w lewo, można zobaczyć imponującą zarówno rozmiarami jak i ilością kolorów budowlę nazywaną Izmajłowski Kreml.


Z braku czasu bliższe oględziny Kremla pominęliśmy. Po zapłaceniu babuszce i minięciu bramy wejściowej na targ, naszym oczom ukazuje się istne Eldorado. Ziemia Obiecana dla łowców pamiątek i estetyczny miód na duszę miłośników rosyjskiego kiczu. Targ Izmajłowski to całkiem spory obszar ściśle wypełniony kramami, na których znajdują się pamiątki (matrioszki, malowane kolorowe pudełka, drewniane zabawki), biżuteria, ubrania (z naturalnej wełny i lnu), gipsowe i metalowe figurki, magnesy, podkoszulki, flagi, walonki, czapki uszanki, naczynia porcelanowe, samowary, noże, szable i mnóstwo, ale to mnóstwo staroci.






Moim osobistym hitem były wilcze skóry. Co tam, że pod ochroną, skóra to skóra, sznurek na pysk i wieszamy. Zresztą, może w Rosji wilk to szkodnik? Nie popieram zabijania ich, ale faktem jest że takie skóry leżące i wiszące sobie spokojnie koło czapek z lisa syberyjskiego, robiły wrażenie.



Co do czapek z lisa - są przepiękne! I piekielnie drogie (około 500zł) przynajmniej jeśli nie pyta się o cenę po rosyjsku. Niestety, jak wszędzie, ceny dla turystów bywają mnożone razy dwa. Można się targować, choć moja próba zbicia ceny czapki się nie powiodła, w zamian sprzedawca chciał mi zaoferować jakiegoś marnego i wyliniałego królika (w formie czapki oczywiście, nie żywego). Jeśli wybieralibyście się na ten targ i mieli taką możliwość, weźcie ze sobą kogoś mówiącego po rosyjsku, może wyjść sporo taniej.

Zagłębiając się dalej w targ mijamy stoiska z jedzeniem, gdzie szaszłyk to szaszłyk, na oko pół kilo mięsa w grubych kawałkach upieczone na patyku, a nie jakieś eko-wege-dietetyczne wynalazki z Europy zachodniej. Następnie pojawiają się schody. Jeśli postanowimy na nie wyjść, co wymaga odrobiny cyrkowych zdolności, są całe ośnieżone i śliskie jak sto diabłów, trafiamy w rejon sprzedawców obrazów. Jakość obrazów jest bardzo zmienna, od ultra tandetnych "Jeleni na Rykowisku" po dzieła całkiem przyzwoicie się prezentujące. Z miejsca tego mamy też lepszy widok na kolorowe dachy, królujące nad całym obszarem targu.


I na koniec czas na mój osobisty hit. Zapłaciłam 8zł a wiem, że kiedyś odsprzedam koneserom za tysiące. Holograficzny magnes na lodówkę "2 w 1". Patrząc z jednej strony widzimy Putina, patrząc z drugiej Miedwiediewa.



Wizerunek Putina pojawia się na targu niezwykle często. Znajdziemy putinowe matrioszki, obrazki i koszulki. Równie wiele jest ozdób i pamiątek z Leninem i Stalinem. O braku ksenofobii Rosjan świadczy fakt, że Hitlera i Mussoliniego również nie pominięto.

Podsumowując, nawet jeśli planowalibyście spędzić w Moskwie tylko jeden weekend, warto wybrać się na Izmajłowski targ. W jednym miejscu znajdziecie tam to co w Rosji najlepsze, najbardziej absurdalne i najśmieszniejsze.



Komentarze

  1. co do magnesów to podejrzewam, że za Ruskimi przemawia oszczędności i tak niedługo zamienią się władzą więc po co wyrabiać nowe

    OdpowiedzUsuń
  2. :D Świetne są też matrioszki: duża to Putin, mniejsza Medwiediew, w środku jeszcze mniejsi jacyś mniej ważni politycy, jakie to wymowne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, ja kiedyś widziałem taki magnes zza szyby i nie mogłem się rozeznać czy to Putin czy Miedwiediew (uznałem, że mieszanka), bo patrzyło się z jednego konta :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz