Duńczycy są eko - taksówkarz

Wszyscy wiedzą, że Skandynawowie mają świra na punkcie ekologii, zatem nie powinnam być zdziwiona, że Duńczycy są eko. Nie wiedziałam jednak, że aż tak.

Po wylądowaniu w Kopenhadze udałam się na postój taksówek żeby dotrzeć jakoś do centrum miasta. Taksówki stały w kilku miejscach, skupione w swego rodzaju grupy, i nie do końca potrafiłam rozpracować metodę jaką przyjęto aby je posortować. Sprawa wyjaśniła się szybko, bo pierwszy taksówkarz zapytany czy zawiezie mnie do miasta, powiedział że nie, bo oni z tego postoju jeżdżą tylko do Szwecji. Przeżyłam chwilę konsternacji, jak to - do Szwecji? Tam jest chyba jakieś morze po drodze? Po chwili jednak przypomniałam sobie mgliście most, który oglądałam na google maps. W każdym razie został mi wskazany postój taksówek, na którym mogłam się ubiegać o zawiezienie mnie do Kopenhagi. Jako rozwydrzona Polka, nieznająca dyscypliny i porządku, rzuciłam okiem na taksówki i poszłam do tej, która spodobała mi się najbardziej. Tam zostałam pouczona, że tutaj takiej rozpusty nie praktykują i muszę iść do pierwszej. Obawiając się dalszych konfrontacji z miejscowymi taksówkarzami pokornie poturlikałam się ze swoją walizką do odpowiedniego samochodu. 

Taksówkarz był bez wątpienia Skandynawem, o czym świadczył wszechobecny jasny blond, obejmujący nawet jego rzęsy i brwi. Angielskim posługiwał się również w sposób skandynawski, czyli lepiej niż ja. Ruszyliśmy a ja przykleiłam nos do szyby. Zdziwiłam się nieco, że na każdych światłach, przy każdym, nawet najkrótszym postoju, gasił silnik. Spytałam, czy to u nich obowiązkowe i czy rozważał opłacalność tego rozwiązania, bo lepiej chyba stać 5 sekund z zapalonym silnikiem, niż za chwilę włączać go znowu. Dowiedziałam się jednak, że samochód robi tak sam, co więcej, on jako taksówkarz jest zobowiązany jeździć takim samochodem.
Ale to jeszcze nic. Wtedy dopiero się zaczęło.
Dostałam wykład, na temat wyższości Danii nad innymi krajami, w których nie ma jeszcze takich pro ekologicznych przepisów. Dowiedziałam się, że to straszne, że jeżdżą jeszcze po ulicach samochody zatruwające środowisko. A pan taksówkarz marzy, tak - użył tego słowa, MARZY o tym aby w końcu to się zmieniło i aby wszyscy na świecie dbali o środowisko tak jak Duńczycy. Ja wszystko rozumiem, ale u nas człowiek, który MARZY o ochronie środowiska, uznawany jest za bardzo zielonego hippisa z brodą i koralikami na szyi. A tam, pierwszy napotkany tubylec jest bardziej eko niż jakikolwiek znany mi Polak.


Tak wygląda duński ekologiczny samochód dostawczy - jedno koło mniej i już redukujemy zużycie paliwa o 25%!


Po tym wykładzie padło pytanie skąd jestem, a po odpowiedzi zapadła na krótko krępująca cisza, podczas której pan taksówkarz rzucił mi pełne potępienia spojrzenie w lusterku. 

- U was w kraju jeżdżą okropne samochody, wiem bo byłem, Polonezy i takie kanciaste Fiaty. Strasznie trują!
- To było jakieś 20 lat temu...
- Możliwe, ale pewnie niewiele się zmieniło!

W tej sytuacji stanęłam w obronie ekologicznego honoru mojej Ojczyzny i wytłumaczyłam, że Polonezy i stare Fiaty to teraz jeżdżą ale raczej na zabytkowych numerach i zalecam przejechanie się do Polski jeszcze raz, dla odświeżenia wspomnień.



Komentarze

  1. a gdzie reszta relacji? mało, za mało!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co prawda polonezy może i zniknęły, ale wciąż nie rzadko muszę wentylację przełączać na obieg wewnętrzny, bo akurat jadę za wehikułem będącym bardziej ruchomą maszynką do produkcji zasłony dymnej niż samochodem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zaprzeczę, ale ten pan uważał, że u nas nic innego niż takie wehikuły nie jeździ

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz