Uliczni oszuści - Paryż

Paryż jest najbardziej popularnym wśród turystów miastem na świecie. Chętnie odwiedzają go Europejczycy, a dla Amerykanów wraz z Londynem stanowi kwintesencję Starej Europy. Azjaci traktują go niemalże jak turystyczną Ziemią Obiecaną – zdjęcie z Wieżą Eiffla w tle nie jest opcją - jest obowiązkiem. Młode pary przyjeżdżają do Paryża zrobić sobie ślubną sesję zdjęciową, trafia tu co druga zagraniczna wycieczka szkolna a dwa razy do roku, podczas wyprzedaży tysiące kobiet szturmuje linie lotnicze aby zrobić tam zakupy. Taka ogromna masa ludzi nieznających miejscowych realiów, niemówiących po francusku oraz posiadających pieniądze do wydania, jest łatwym łupem dla miejscowych naciągaczy i oszustów. Po ostatnim wpisie na temat podobnego zjawiska w Mediolanie dzisiaj przyszedł czas na kontynuację.


Oszuści w Paryżu

www.rayburntours.com



Opiszę tu kilka, najlepiej mi znanych niebezpiecznych lub po prostu denerwujących sytuacji, jakie mogą nas spotkać w tym mieście.



Kradzieże przy bankomatach




Na stacjach metra leżących bezpośrednio przy głównych atrakcjach turystycznych możemy usłyszeć jak wagon uprzejmym głosem, w kilku językach ostrzega nas przed kieszonkowcami. Biorąc pod uwagę tłok, jaki często panuje w tym miejscu, zarówno wewnątrz samego pociągu jak i w podziemnych tunelach łączących ze sobą rożne linie – to ostrzeżenie wydaje się jak najbardziej na miejscu. Nie znam jednak z własnego ani znajomych doświadczenia sytuacji, podczas której ktoś zostałby okradziony właśnie w metrze. Może powodem jest to, że wszyscy są doskonale świadomi zagrożenia, zatem trzymanie swojej torebki lub plecaka na oku jest dla wszystkich oczywistością.

Istnieją jednak w Paryżu miejsca, gdzie ryzyko bycia okradzionym jest wielokrotnie większe – są to bankomaty. Schemat ataku jest zawsze taki sam. Kiedy niczego niespodziewający się człowiek podejdzie do bankomatu i wbije w niego PIN nagle, jak spod ziemi, wyrasta obok niego kilka osób – zwykle są to imigranci – i zanim zorientuje się co się dzieje, na ekranie z pytaniem o żądaną kwotę jedna z tych osób wciska maksymalną wartość, jest to zwykle 300 lub nawet 500€. Następnie kordon złodziei szczelnie otacza ofiarę, czekając na wysuwające się z maszyny pieniądze, które zostają ukradzione kiedy tylko ujrzą światło dzienne. Po tym wydarzeniu napastnicy rozmywają się w powietrzu.
Historie te są jak najbardziej realne i dzieją się na codzień, jeden z moich znajomych stracił w ten sposób kilkaset euro, a zgłaszając sprawę na policji dowiedział się, że zwykle ofiarą tego typu ataków pada kilkadziesiąt osób dziennie. Drugiemu koledze udało się w ostatniej chwili odepchnąć próbujące go okraść kobiety i samemu zabrać wychodzące z maszyny pieniądze, jego problem sprowadził się do tego, co zrobić z niepotrzebną gotówką.

Jak ustrzec się przed takim atakiem? Sama nie znam doskonałego rozwiązania, jednak odradzałabym korzystanie z bankomatów w metrze, wcześnie rano lub późnym wieczorem oraz takich, w których okolicy kręcą się podejrzani ludzie, bezdomni i imigranci. Najbezpieczniej korzystać z bankomatów znajdujących się we wnętrzach oddziałów banków, tam zwykle obserwuje je ochrona, jednak nie zawsze takie rozwiązanie jest możliwe, a wtedy trzeba mieć oczy dookoła głowy.



Czarni bracia rozdający bransoletki pod Sacre Coeur




Sacre Coeur to wielka, biała świątynia stojąca na wzgórzu Montmarte, jest to jedno z najpopularniejszych miejsc Paryża, odwiedzane przez miliony turystów rocznie. Na wzgórze trzeba się wspiąć po schodach, które co poniektórym mogą dać w kość, w związku z tym władze miasta wpadły na pomysł zrobienia kolejki wywożącej ludzi na górę. Formalnie należy ona do systemu paryskiego metra, można skasować w niej zwykły bilet miejski co powoduje, że kolejka jest stosunkowo tania i cieszy się ogromną popularnością wśród turystów.


Na placu przy dolnej stacji kolejki kłębi się zawsze tłum ludzi czekających na wagonik, oraz niewiele mniejszy tłum lokalnych handlarzy pamiątek oraz osobników, stosujących wyjątkowo perfidne metody zdobycia pieniędzy. Dziwi mnie, że miasto nie zrobiło z tym jeszcze porządku, gdyż podejrzewam, że ilość poszkodowanych ludzi liczona jest w setkach dziennie. A na czym polega ta metoda?

Podchodzi do nas młody, czarnoskóry człowiek i zagaduje w naszym rodzinnym języku. Po polsku zwykle jest to "kolega, kolega!". Jeśli się zatrzymamy zainteresowani czego ów człowiek od nas chce, on szybko złapie naszą rękę i założy nam na nią kolorową sznurkową bransoletkę. Mówi, że jest to prezent od niego dla nas, bransoletka pokoju i sympatii międzyludzkiej i tym podobne bzdety. My nie wiemy o co chodzi, ale uśmiechamy się głupio kiwając głową. Kiedy chcemy odejść, okazuje się jednak, że za bransoletkę cały czas wsunięty jest palec naszego darczyńcy, który informuje nas, że prezent prezentem, ale należy się zapłata – aktualna stawka wynosi chyba 5€, ale nie dam głowy. Jeśli nie chcemy płacić to mamy problem, gość wcale nie zamierza nas puścić, bransoletka założona jest na tyle ciasno, że nie jesteśmy w stanie jej ściągnąć, a po chwili pojawia się w okolicy kilku jego kolegów, otaczając nas i naciskając abyśmy zapłacili. 
 
Można oczywiście próbować się awanturować, jednak w panującym tam tłumie nie spodziewałabym się szybkiej reakcji policji, większość ludzi kapituluje więc w końcu i daje złodziejom żądane pieniądze. Sama byłam ostrzeżona odpowiednio wcześnie i nigdy nie stałam się ofiarą tego typu ataku, co nie oznacza, że nie próbowali. Najlepiej minąć grupę "sprzedawców" nie reagując na ich zaczepki, nie zatrzymując się nawet jeśli zaczną cytować "Pana Tadeusza" i absolutnie nie dając się nikomu złapać za rękę. Wtedy rezygnują szukając kolejnej, łatwiejszej ofiary.



Sprzedawcy alkoholu pod Wieżą Eiffla i Sacre Coeur




Kolejną grupą, która wprawdzie nie próbuje nas już okraść, ale niezwykle irytuje i utrudnia spokojny odpoczynek, są sprzedawcy alkoholu działający głównie w rejonie Pól Marsowych pod Wieżą Eiffla oraz na schodach bazyliki Sacre Coeur. Oba te miejsca są tłumnie odwiedzane zarówno przez paryżan jak i turystów, którzy urządzają tam pikniki podziwiając widok na Wieżę lub widoczną ze wzgórza Montmarte panoramę miasta. Niestety spokojne spożywanie bagietki z serem oraz popijanie jej winem jest notorycznie przerywane przez pochodzących do nas sprzedawców oferujących alkohol.

Są nachalni i niełatwo ich spławić, kiedy mówimy że nie chcemy nic kupić oferują niższą cenę, kiedy nadal odmawiamy chcą dorzucić piwo gratis i tak dalej. Ostatno pod Sacre Coeur sprzedawca Hindus był na tyle zdeterminowany, że usiłował dotykać mojego przedramienia butelką od piwa, aby udowodnić mi, że jest zimne. Pół biedy, kiedy mamy ze sobą swoje zapasy, można pokazać butelkę wina i powiedzieć, że więcej nam nie trzeba, wtedy namowy trwają nieco krócej i natręci odchodzą szukać kogoś innego. Jeśli jednak nie mamy przy sobie alkoholu, to wtedy mamy przerąbane. Ustawi się do nas kolejka sprzedawców i kiedy tylko spławimy jednego, zaraz podejdzie drugi. W związku z tym nawet jeśli jesteś zawziętym abstynentem, polecam mieć przy sobie chociaż jedno otwarte piwo – chociażby bezalkoholowe, w innym wypadku nici z odpoczynku i spokojnego pikniku, ewentualnie można rozważyć wylądowanie w więzieniu za brutalne morderstwo osiemdziesiątego szóstego tego wieczoru sprzedawcy.

Kiedy już, po przeżyciu wszystkich powyższych sytuacji, zapałamy prawdziwą nienawiścią do lokalnych handlarzy polecam wybrać się pod piramidę w Luwrze lub na plac Trocadero naprzeciwko Wieży Eiffla, ewentualnie most Pont d'Iéna łączący dwa ostatnie miejsca. Następnie trzeba znaleźć sprzedawcę, który swój towar – zwykle miniaturki wieży i inne pamiątki – ma rozłożone na ziemi na płachcie materiału, jeśli w rogach tej płachty znajdują się dziurki, przez które przeciągnięty jest sznurek, trafiliśmy idealnie. Pozostaje nam przyjąć dogodny punkt widokowy, otworzyć piwo i czekać aż na horyzoncie pojawi się patrol policji. Kiedy nasz sprzedawca dostrzeże mundurowych sam - lub możemy być mili i mu ich pokazać – zobaczymy jak całe stoisko, przy użyciu przeciągniętych przez rogi sznurków, zostanie błyskawicznie zwinięte w zgrabny, duży tobołek a sprzedawca zarzuciwszy go sobie na plecy żwawo dokona taktycznego odwrotu w kierunku przeciwnym, niż ten z którego nadciąga patrol. Za pierwszym razem ta scena naprawdę robi wrażenie – szybkość w przekształcaniu stoiska w zarzucony na plecy worek jest wprost oszałamiająca.

Komentarze

  1. Hm, a jak sobie z nimi radzić, jeśli nie zna się języka wcale? Pytam, bo jadę z mamą, która w szkole miała rosyjski i to może być kłopotliwe czasami (a może i zbawienne?).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć:) Znajomość języka to nie problem. Wystarczy, że będziesz umiała powiedzieć "no merci" i wystarczy. Najważniejsze, to nie zatrzymywać się i nie wdawać w żadną rozmowę, bo potem taki naciągacz nie chce się już odczepić. Po prostu ignorujesz i idziesz dalej.
      Życzę udanego wyjazdu :)

      Usuń
    2. nie zatrzymywac się i nie rozmawiac z arabami i murzynami. jesli oni zaczynają rozmowę to stanowczo powiedzieć NO i iśc dalej przed siebie. gdy podchodzi murzyn i wiadomo, że chce zapytać to już kilka kroków przed nim dac mu do zrozumienia, że nie ma się ochoty na konwersację z nim. nie kupowac nic od nich, żadnych markowych okularów, pasków czy torebek.

      Usuń
  2. jeżeli chodzi o sprzedawców alkoholi pod wieżą czy sacre cuer to nawet otwarte piwo za wiele nie pomaga, zachowują się jak komary, dosłownie

    OdpowiedzUsuń
  3. Tekst bardzo fajny ale piszesz tu że:
    "Nie znam jednak z własnego ani znajomych doświadczenia sytuacji, podczas której ktoś zostałby okradziony właśnie w metrze."

    W innym twoim artykule można za to przeczytać:

    "Znajomy stracił niedawno dwa telefony komórkowe, jeden wyrwała mu z ręki Cyganka, która następnie wyskoczyła przez zamykające się już drzwi metra, drugi wyciągnął mu z kieszeni Cygan, również w metrze, który następnie wmieszał się w tłum innych i zniknął zanim kolega na dobre zorientował się co się stało."

    I człowiek zaczyna się zastanawiać czy faktycznie opisujesz swoje doświadczenia związane z Paryżem czy jest to tylko fikcja literacka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten wpis jest z 28 lipca 2014. Wpis, który cytujesz - z 15 września 2014. Reszty sugeruję domyślić się samodzielnie...

      Usuń
    2. Dziękuję Anonimowy :)
      Dokładnie tak było, jeszcze niedawno wydawało mi się, że metro jest bezpieczne, ostatnio jednak moich znajomych dopadła jakaś plaga kradzieży właśnie tam, i musiałam swoją opinię trochę zweryfikować.

      Usuń
  4. dodałbym jeszcze stary cygański numer 'znaleziona obrączka'.
    siedzi sobie parka turystów na ławce. obok nich przechodzi młody cygan w dresiku, schyla się i niby podnosi obrączkę. potem pyta się parki czy to nie oni zgubili. cygan chetnie oddaje za drobną gotówkę. problem ejst taki, że ta "biżuteria" jest kompletnie bezwartościowa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz